|
 Elise od razu przeszła do sedna. Mówiła o byciu molestowaną jako pięcoletnia dziewczynka. To pierwszy raz w życiu, kiedy powiedziała o tym komuś, a była już długo po czterdziestce. Po tym zajściu, wciąż uważała, że straciła swoje dziewictwo. Jednak kiedy pierwszy raz uprawiała seks ze swoim mężem, zorientowała się, że to nieprawda. Jednakże, ciężar, jaki nosiła od tamtego czasu negatywnie na nią wpłynął i po 20 latach małżeństwa, nie była w stanie cieszyć się seksem z jej mężem. Jak wiele ofiar napaści seksualnej, obwiniała za to samą siebie - czemu nie uciekła? Czemu nie nienawidzi gwałcicela? Czemu nie potrafiła odpuścić? Tak wiele rzeczy jej ciążyło. A teraz jej mąż prowadził romans od 5 lat, co zwiekszyło poczucie jej ciężaru i samonienawiści. Po pierwsze, rozpatrzyłem w szerszej perspektwie jej doświadczenie - wiele ofiar znajdowało za łatwiesze nienawidzenie siebie, niż sprawcy. I ofiary, zarówno dorośli, jak i dzieci, zamierały. Wyjaśniłem jej więc wiele rzeczy, które upewniły ją, że nie jest osamotniona w tym doświadczeniu. Powiedziała, że chciałaby znaleźć przyjemność w seksie. Powiedziałem - "czyż nie byłoby wspaniale sprawić sobie taki prezent - owierasz go i oto jest, wspaniałe źródło przyjemności, do którego masz dostęp kiedy tylko zechcesz". Przygotowywałem ją na tę możliwość. W programowaniu neurolingwistycznym nazywamy to zakotwiczaniem w przyszłości (future pacing). Zasugerowałem jej również, że może dokonać zamiany - wymienić ciężar, który nosi na ten wspaniały dar. Powiedziałem "jak niesamowitym by było oddać ten ciężar i zamiast niego otrzymać dar przyjemności". Wprowadziłem pomysł wymiany. Przekazała, że po molestowaniu widziała sprawcę, jednak nie doszło do dalszych prześladowań. Jednakże, dziwne z jej punktu widzenia, poprosiła go o podwiezienie na rowerze do jej szkoły. Było jej też ciężko z tym, że go "wykorzystuje". I dlatego, że pozwoliła sobie się do niego w jakiś sposób zbliżyć. To całkiem normalne, przekonałem ją o tym. Ofiary często odczuwają pewien rodzaj więzi ze sprawcą, który kontestuje z jasnymi kategoriami pojmowania.Bert Hellinger wiele o tym pisał. Wskazałem również, że być może "wykorzystywanie go" do powiezienia był swego rodzaju wymianą - sposobem na "odepchnięcie go", pozwalając mu wymienić swoją winę na "bycie wykorzystanym".
Ponownie, chciałem wprowadzić tę ideę wymiany. Następnie przygotowałem eksperyment Gestalt: poprosiłem ją, by wybrała kilka przedmiotów, reprezentujących różne elementy - ciężar, jej nienawiść, siebie samą, "dar" (przyjemny seks), molestowanie, jej męża. Nazwałem to raczej "molestowaniem", a nie "molestującym", ponieważ jasnym było, że nie chce nienawidzić sprawcy. Potem zainicjowałem proces: zamieniła swoją złość na siebie, na złość na molestowanie. Zamieniła ciężar na dar. Potem zachęciłem ją do kolejnego eksperymentu Gestat, angażując ją w dialog z przedmiotem, reprezentującym jej męża; zaproponowała mu, że jeśli zakończy swój romans, otrzyma od niej prezent - przyjemną seksualność. Jeśli nie, zabierze ją do nowego związku. Zdecydowała, że będą w separacji przez 6 miesięcy, dając mu szansę albo na zakończenie drugiego związku, albo na decyzję o przerwaniu go z nią. Podczas tego zasugerowałem, by trenowała swój "dar" - zadowalając siebie (nigdy wcześniej się nie masturbowała), czytała opowiadania erotyczne i inne pomocne książki na temat przyjemnego doswiadczania seksualności. Cały proces przepełniony był dużą dozą emocji. Na koniec czuła się bardzo spokojna i trzeźwo myśląca. W Gestalt używamy terminu "orgazmiczna samorelguacja" (orgasmic self regulation) - chodzi o to, że każda osoba podskórnie wie, czego pragnie i posiada naturalne zdolności, by do tego dążyć. Problemem jest, że stare nawyki przeszkadzają w tym procesie, wchodząc mu w drogę. Zapewniamy więc wsparcie w kluczowych miejscach, pomagając przywrócić naturalny orgazmiczny bieg. Elise była gotowa na zmianę w swoim życiu, więc jedynym, czego potrzebowała była odrobina wsparcia, jak się w tym odnaleźć. Wszystkie podpowiedzi już tam były, tak jak niezbędne surowce. Potrzebowała jedynie wsparcia, by w pełni dokończyć Gestalt - przechodząc od pragnienia i zamiaru, aż do działania i satysfakcji.
 Kirstie tkwiła w zwiazku, w którym panowała przemoc domowa. Dorastała w dużej rodzinie; nawet jeśli jej ojciec był daleko, pracując przez większość jej dzieciństwa, jej wspomnienia były w gruncie rzeczy dobre. Jej mąż pochodził z wojskowej rodziny. Jego ojciec był matkę. Jego rodzeństwo miało rożne problemy, wliczając w to uzależnienia. Kirstie była dobrą żoną. Prowadziła rodzinny biznes. Pomagała mężowi. Pomagała teściom. Była dla wszystkich - z wyjątkiem siebie. Jej mąż był niestabilny i władczy, ograniczając to, jak często mogła wychodzić z domu. Pomimo tego miał za sobą kilka romansów. Przemoc pojawiła się przy kilku okazjach, jednak ostatni incydent wydarzył się całkiem niedawno, wezwano policję. Chciała separacji, jednak odmówił, mając wspracie swoich rodziców. Powiedziała mu, że jeśli przemoc zdarzy się ponownie, odejdzie. Kirstie miała za sobą wiele kursów samorozwoju, czytała wiele książek, wliczając te o przemocy domowej. Uczyła się troski o siebie na różnych poziomach. Uczestniczyła też w kilku grupowych terapiach. Oczywiście towarzyszyło jej mnóstwo emocji, gdy opowiadała tę historię. Jednym z przeciwwskazań w prowadzeniu terapii jest przemoc domowa. Podczas gdy terpia może być użyteczna we wzmocnieniu osoby, która znajduje się w rolu ofiary, w niektórych wypadkach może pogorszyć sprawę - ponieważ osoba staje się bardziej niezależna, przemoc może wzrosnąć, jako próba wymuszenia kontroli. Nie chciałem więc pracować z uczuciami czy nawet zachowaniami. Nie chciałem przedstawiać strategii. Powiedziałem Kirstie - czego ode mnie chcesz? Powiedziała - wyznaczenia kierunku, w którym mam podążać. Wskazałem, że pewnie miała wiele sugestii ze strony jej przyjaciółek i że jeśli ja jej coś zasugeruje, prawdopodobnie to zignoruje. Uśmiechnęła się, bardzo lekko i już wiedziałem, że to, co mówię jest prawdą. Sprawdziłem to. Spytałem ją z miejsca - czy jeśli znowu cię pobije, odejdziesz? Zamikła, stanęła jak wryta, zaczęła popłakiwać, słabo pokręciła głową. To potwierdzenie, że potrzeba czegoś bardziej dogłębnego. Nie byłem więc delikatny, współczujący, rozumiejący czy wspierający. To zaangażowałoby mnie w pozycję "sympatii", która ostatecznie wcale by jej nie wzmocniła. Wszedłem w rolę autorytetu i powiedziałem jej - 'jest tylko jedna rzecz, którą możesz zrobić". Zwykle wystrzegam się roli autorytetu, ponieważ wolę komunikację opartą na dialogu albo wycofuję się nieco, by zbadać rzeczywistość i wartości klienta. Jeśli mielibyśmy więcej czasu, mogłoby to być użyteczne. Jednak istnieją bardzo realne zagrożenia w związku przesyconym przemocą i byłem zorientowany na bardziej praktyczne rozwiązania. Użyłem więc swojgo autorytetu, by wywołać dramatyczny efekt, skonfrontować się z nią i przetestować jej gotowość do zrobienia czegoś innego. Użyłem teorii biegunowości w Gestalt - istnienie jednego bieguna, zawsze pociąga za sobą istnienie drugiego. Była rozpoznawana jako ofiara/bezsilna/miła dziewczyna. Powiedziałem więc - "będziesz musiała się stać jak twój teść - wojskowy". Mówiłem w ten sposób, używałem języka autorytetu - do którego w pewnym sensie była przyzwyczajona, jednak używałem go w życzliwym celu, a nie po to, by ją skrzywdzić. Wziąłem figurkę osoby, która wyglądała jak partiarcha i postawiłem ją przed nią. Kazałem jej (wróćcie znów uwagę na autorytet), by podeszła i stanęła przez figurką i "stała się" nim. Cała ta autorytarność jest po to, by pomóc jej wkroczyć krok po kroku w jej energetyczną rzeczywistość. Poprosiłem ją, by wobraziła sobie, że jest wojskową. Oficerem, który dowodzi tysiącami, wysyła ich do bitwy. Oficerem, wobec którego jest się absolutnie posłusznym, który wydaje rozkazy, który jest gotów, by poświęcić setki żyć innych. Oczywiście trudno jej było znaleźć się w tej roli, jednak skupiałem jej uwagę, pokazując jak twardo stać, dając jej mentalne obrazy. W pewnym momencie powiedziała "ale mój teść jest bardzo nieszczęśliwy". Powiedziałem - "tu nie chodzi o szczęście, ale o władzę. Chodzi o to, byś weszła w rolę władzy. Nie musisz tam zostawać, zostań tylko tak długo, jak to konieczne, a potem możesz wrócić do miłej i troskliwej siebie". Wyjaśniłem jej, jak w tej roli nie będzie się troszyć o to, czy kogoś zrani swoimi decyzjami. Brzmi to, jak tworzenie w kimś destrukcyjnych zachowań. Jednak w istocie, ktoś taki, jak ona, kto jest rozpoznawany jako bezsilny i "troskliwy", potrzebuje sposobu na to, by wyjść z tej roli, a wejść w przeciwną, tak by mógł działać z siła, by móc bronić siebie. Jedną z rzeczy, których obawiał się jej mąż było to, że ona odejdzie i to właśnie ta siła, której nie chciała ćwiczyć. Gdyby tak zrobiła, skrzywdziłaby go. Jest to więc przykład "strategicznej" umiejętności, umiejętności,które są niezbędne w życiu i związku, tak samo jak umiejętności intymności. Była w stanie utrzymać tę pozycję krótko, po czym zaczęła płakać. Poprosiłem ją więc, by usiadła. Wyjaśniłem jej, że rzeczy, których pragnęła - lepszej komunikacji, bezpieczeństwa, były drugorzędne. Pierwszą rzeczą było odnalezienie jej siły Bez niej nie mogły istnieć pozostałe. Jest postrzegana za miłą osobę. By wyjść z tej sytuacji, musi nauczyć się przyjmować inne podejścia - w tym wypadku dowódcy wojskowego.
Mogą znaleźć się ludzie, który sprzeciwiliby się używaniu tak agresywnych obrazów. Jednak ironią jest, że, dopóki nie zdoła posiąść tej bezwzględności i przemocy sama, dopóty nie będzie w stanie stanąć po swojej stronie i móc chcieć go opuścić. Dopóki nie będzie tego chciała, dopóty będzie się "dostosowywać" i wszystko przyjmować - prawdopodobnie przez długi czas. Kobiecie może zając wiele lat, by opuściła związek przepełniony przemocą domową. Wyjaśniłem jej więc, że musi ćwiczyć tę nową tożsamość codziennie. Zdjąć swoją biżuterię, włożyć męskie ubrania. Znaleźć swój autorytet i siłę. Potm, kiedy będzie w pełni gotowa, zaplanować - strategicznie - spotkanie z jej mężem, gdzie będzie mogła w pełni wejść w swoją siłę i "wyłożyć kawę na ławę". To rodzaj komunikacji, do którego był przyzwyczajony ze strony jego rodziny i który prawdopodobnie szanuje. Byłbym za tym, by go opuściła (czyli go skrzywdziła), weszła w swoją siłe i dostarczyła tę wiadomość, gdyby to mogło cokolwiek zmienić. Zgodziła się. Tak więc w tym przypadku, siła była podstawą, a wszystko inne szło za nią. Terapia musi umieć płynnie się dostosować, by przyjąć takie podejście, którego wymaga sytuacja. Pracując z jej uczuciami byłoby nieodpowiednie, zakładając że kontestem jest przemoc. Niezbędnym było, by przejść do tego kontekstu i odsunąć od jej zafiksowanej pozycji, pozwolić zdobyć szacunek - i posłuszeństwo - jej męża.
|
|
|