Powiedziała - 'czuje się przy tobie bezpieczna'. Opowiedziałem - 'w pewnym sensie to projekcja, ponieważ jestem tylko sobą - łagodny w wielu względach i do pewnego stopnia jestem skłonny za tobą tęsknić i przez to nie być już tak łagodny'. Było dla niej trudne usłyszeć to, przypomniało jej to problemy z jej ojcem i jej potrzebą jasnego postawienia mu granic, gdy czuła się zmieszana i niepewna.
Powiedziała, że było jej miło być przeze mnie zauważoną...i było to coś, czego potrzebowała. Powiedziała o jej trudności w byciu widzianą jako niezależną jednostkę przez jej rodziców i jej przeszłych konfliktach z nimi, gdy chodziło o kochaną warunkowo - tylko, jako grzeczną dziewczynkę.
Kiedy z nią usiadłem, wyraziłem zrozumienie nad jej dziecięcą jaźnią, z jej potrzebami akceptacji, pochwały i troski; jednocześnie, jej dorosła jaźń, chcąca i potrzebująca dyferencjacji, będąca jej własną osobą, szukająca swojego miejsca, by móc jasno określić swoje granice.
Było to dla niej dogłębnie poruszające, być zauważoną w tych miejscach, w miejscach, w których jednocześnie tkwiła. Była to jedna z tych chwil 'ja-ty'. Powiedziałem jak, w miejscach, w których czułem się przestronnie, stabilnie i obecnie, mógłbym w istocie stworzyć dla niej warunki bezpieczeństwa, by mogła zarówno być trzymana/wspierana/pielęgnowana, jak również uwolniona - zachęcona do stawienia czoła swojemu życiu, gdzie moglibyśmy się spotkać na równi z sobą.
Oddziałało to na nią na wielu płaszczyznach. Przemówiłem do niej jako dorosły, rozpoznając między nami zarówno granice, jak i połączenie, będąc obydwie poszukiwaczami. Potem zachęciłem ją, by mówiła z pozycji dziecka, nazwała to, czego ode mnie chce.
Powiedziała, że to, czego chciała od jej ojca to przyznanie, że była dla niego ważna. Powiedziałem, że jestem szczęśliwy, że mogę wcielić się jej 'ojca' - sam miałem dorosłą córkę...i mogłem z tego miejsca do niej przemówić. Powiedziałem więc do niej, jako jej 'ojciec', że jest dla mnie bardzo cenna.
Potem poprosiła, bym powiedział, że jest kochana bez względu na wszystko. Powtórzyłem to, stwierdzając, że pomimo tego, że mogę nie zgadzać się z jej wyborami lub nawet nie lubić określonych jej cech, to jednak funtamentalne miejsce w mojej rodzinie była miłość.
W ten sposób mogłem odpowiedzieć na jej dogłębną potrzebę, którą tutaj odczuwała. W naturze procesu terapeutycznego właściwie nie byłem jej ojcem, lecz wpływ na nią pozostał niemal ten sam.
Był to owoc ustanowienia silnego i głęboko relacyjnego miejsca w terapeutycznym procesie, który później pozwolił takim stwierdzeniom mieć przekształcający charakter.
Czuła się bardziej pełna i w stanie połączyć zarówno jej dorosłą, jak i dziecięcą część niej samej.
No comments:
Post a Comment