Podczas gdy rozmawialiśmy, stało się dla mnie jasne, że problemem było to, że on ją zaniedbywał - wracał późną nocą do domu, pił i uprawiał hazard z jego przejaciółmi; kiedy wracał do domu, zachowywał się głośno i nierozważnie, budząc ja. Spędzał mało czasu z rodziną i stracił cały rodzinny majątek na hazardowaniu.
Trwało to przez większość jej małżeństwa, od kilku dekad. Z systemami rodzinnymi, w których istnieje element nadużycia, który się powtarza, powstaje współtworzony aspekt dynamiki, który zwykle związany jest z kontekstem w Polu.
W tej chwili była zła, jednak rzadko kiedy ze sobą rozmawiali.
Podkreśliłem, że razem z uczuciem bólu w związku z jego śmiercią, prawdopodobnie czuje ulgę. Zgodziła się. W Gestalt jesteśmy zainteresowani oboma biegunami.
Spytałem czego ode mnie oczekuje - powiedziała, że jakieś wskazówki, co dalej robić.
Ujawiniła również, że jej ojciec był podobny - późno wracał do domu, hazardował. To wskazuje na pole.
Było dla mnie jasne, że to poważna, umocniona i bardzo osłabiająca sytuacja.
Jej mąż zwierzył się jej szwagierce, która później skrytykowała Betinę.
Kiedy o tym opowiadała, szczypała się. Zachęciłem ją, by 'uszczypnęła' swoją szwagierkę i położyłem przed nią poduszkę. Była bardzo niechętna, szczypiąc się jeszcze bardziej. Starałem się być bardziej zdecydowany - nalegając, żeby spróbowała z poduszką - wskazując na to, że to przecież 'tylko poduszka' i nie będzie żadnych reperkusji. Było to dla niej trudne, jednak udało jej się to zrobić, zatapiając palce w poduszce. To coś, co nazwyamy w Gestalt 'retroflekcja' (retroflection) - robienie sobie czegoś, czego nie zrobilibyśmy innym.
Zaprzęgłem do tego również słowa. Wtedy ujawniła, że byli też inni członkowie rodziny, którzy się w to mieszali i krytykowali ją.
Zatrzymałem więc proces. Cały procem ujawnił umocnioną bezsilność, brak wsparcia i międzypokoleniony wzorzec, który cechował się nadużyciami w relacjach. To nie było coś, co można było rozwiązać poprzez proste wskazówki, jak 'tego nie rób'. A ilość wymaganego wsparcia, by z tego wyjść wydawała się ogromna, nierealna, by próbować zrobić to w ciągu jednej sesji - to bardzo ważne, by znać swoje ograniczenia, jako terapeuci i nie próbować zrobić czegoś, co daje fałszywe nadzieje.
Zwiększyłem więc jej świadomość, zmierzając w przeciwnym kierunku. Spytałem ją, czy uważa, że wszyscy mężczyźni są samolubni, jednak powiedziała, że nie. Potem podzieliłem się z nią tym, że ja myślę, że w pewnym stopniu są. Powiedziała - 'cóż, przyzwalam na to'. W tym wypadku zrobiła krok w stronę wzięcia części odpowiedzialności, bez 'konfronotowania się' ze mną.
Spojrzałem na nią i powiedziałem, że widzę, jak jest nieszczęśliwa. Był to moment pojednania. Nie chciałem próbować ratować ją z tego miejsca czy naprawiać czegoś - oczywiście nie do stopnia, że nie chciałbym widzieć dla niej innego życia.
Usiadłem z nią, w tym miejscu. Nazwałem to, co widzę - sytuację, która była również podobna do doświadczenia jej matki. Sytuację, która trwała od dekad. Sytuację, które wydawała się stawać gorszą i gorszą. I sytuację, w której utknęła, pomimo posiadania wiedzy psychologicznej.
Podkreślenie depresyjnej natury sytuacji, było sposobem na nie zbagatelizowanie tego. Niczego nie skomentowałem, nie osądzałem, nie sugerowałem, tylko przytakiwałem. W ten sposób mogłem ją widzieć i siedzieć obok niej, patrząc na rzeczy takimi, jakie są.
W Gestalt nazywamy to 'siedzeniem w kreatywnej pustce'. Nie wygląda na kreatywną, jednak siedząc w niej, bez wpadania, bez uciekania, coś innego może się pojawić.
Powiedziała, 'cóż, przestaliśmy rozmawiać i jest to lekkim wytchnieniem'. Mam - podkreśliłem, że w istocie jej małżeństwo już umarło. Więc co teraz?
Spytałem, jaka jest procentowo szansa na zmianę. Spodziewałem się bardzo niskiej liczby. Jeśli powiedziałaby, że zerowa, popracowałbym z nią nad tym, jak się z tego wydostac.
Jednak zaskoczyła mnie, mówiąc, że 15%. To znaczyło, że istniała szansa na zmianę.
Spytałem ją co to za sobą pociąga - był to wstęp do jakichś możliwych rozwiązań.
Powiedziała, że mogłaby znaleźć sposób na to, by być szczęśliwszą. Wydawało się to dobre - subiektywne rozwiązanie, dobre na początek.
Potem spytałem o więcej, powiedziała, że mogłaby się skupić bardziej na dzieciach, ale podkreśliła, że już to robiła, by poradzić sobie z małżeństwem.
Wyróżniła kilka innych sposobów na to, co mogłoby ją bardziej uszczęśliwić. Jednak chciałem od niej czegoś więcej - jakichś objektywnych działań, które mogłby zmienić jej związek.
Powiedziała, że jej mąż narzeka, że już nie robi mu śniadań. Wciąż chciał zatem nieco opieki, tęsknił za tym.
Spytałem ją więc o co - quid pro quo - mogłaby go poprosić, jeśli zrobiłaby mu śniadanie. Powiedziała, że o czas z rodziną. Brzmiało to jak dobry start - nie nazbyt intymny, jednak sygnał zwracający na coś innego uwagę. Poprosiłem ją powiedziała ilościowo ile jej chciała i jak często. Potem zasugerowałem, że mogłaby mu zaoferować śniadanie tylekroć.
Podkreśliłem, że jeśli zamierzała stworzyć z prochów nowy związek, może potrwać to kilka lat i będzie potrzebowała wielkich ilości wsparcia w trakcie.
W Gestalt jesteśmy zadowoleni z każdego jednego zintegrowanego kawałka w danej chwili.
W tym wypadku coś wyłoniło się z pustki i wszystko to sama osiągnęła, niż raczej wynikało to z tego, co kazałem jej robić. Moją 'wskazówką' było skierowanie jej uwagi najpierw na to 'co jest', a potem, by pomóc osadzić ją w wyłaniającej się figurze tego, do czego jest zdolna.
No comments:
Post a Comment