Monday, 8 December 2014
Case #37 - Włócznia drażniąca i włócznia ochronna
Zgadywałem, że Celia jest po trzydziestce, choć faktycznie miała 51 lat i kilkoro dzieci. Godne zauważenia było to, jak ciężkie było jej życie, a pomimo tego wydawała się być spokojna - toteż wyglądała bardzo młodo. Były to rzeczy, których nie miałem miejsca bada, jednak zanotowałem je na przyszłość. Zawsze ważnym jest, by rozpoznać natychmiastowe impresje i nawet ze znanymi klientami 'spoglądać na nich świeżym okiem', by dostrzec rozbierzności lub rzeczy cenne terapeutycznie.
Problemem, z którym do mnie przyszła był strach przed wejściem w tryb pracy, który trenowała od minionych dziecięciu lat. Chciała być pracownikiem społecznym i teraz, gdy jej dzieci opuściły dom, było to jej głównym celem.
Raczej niż próbować pracować z jej pewnością siebie czy odnajdywać jej lęki, chciałem znaleźć jej kontekst - wsparcie w jej środowisku, które by mi w tym pomogło. Miała profesjonalne wsparcie ze strony grupy pracowników społecznych, więc nie było to problemem.
Jednakże jej mąż powiedział, że zażąda rozwodu, jeśli ona w to wejdzie i zajmie się profesjonalną pracą. Była to zdecydowanie silna reakcja, jednak nie do końca zaskakująca, ze względu na partriarchalną kulturę, w której rzecz miała miejsce.
Jednak, gdy zapytałem później, dowiedziałem się, że miała do czynienia z przemocą domową w jej związku od lat.
Zdziwiło mnie to, że pomimo dziesięciu lat studiów i terapeutycznych zajęć, związanych z jej aspiracjami na bycie pracownikiem społecznym, to ani się nie pokazało, ani żaden z jej nauczycieli nie poczuł się odpowiedzialny ku temu, by sprawdzić z czym ma do czynienia.
W terapii ważnym jest nie tylko skupienie się na emocjach, lecz również kontekst, szczególnie gdy kontekst jest aktualnie obraźliwy. To musi być głównym celem terapii.
Byłem więc niechętny zmaganiu się z jej innymi problemami, dopóki źródło tego wszystkiego - jej zrozumiały strach - zostanie zlokalizowany. Powiedziała, że przemoc ustała ostatnio.
Opowiedziałem jej o swoich uczuciach, gdy z nią usiadłem - otwarty w stosunku do niej, czując się bardzo związany z powagą jej problemów, chcąc ją wesprzeć, ale przy tym będąc bardzo ostrożnym, chcącym postępować tak, by respektować jej granice.
Zauważyłem, że ten lęk był niemal 'członkiem jej rodziny'. Zgodziła się. Poprosiłem ją, by nadała tożsamość temu strachu - powiedziała o figurze w czarnym ubraniu, o wielkich oczach, uśmiechu i z włócznią. Opisała ją jako 'dziwaczną'.
Poprosiłem ją o więcej szczegółów - jak wyglądały jej ubrania. Naprawdę chciałem, by ustabilizowała jej kontakt ze strachem. Zachęciłem ją do uczestnictwa w eksperymencie Gestalt: do 'bycia' strachem - by pokazała mi jak strach stał, z jego włócznią i wielkimi oczyma.
Zrobiła tak - a ja zrobiłem to z nią. Często dobrze jest wykonywać takie eksperymenty z klientem.
Potem poprosiłem ją, by znów usiadła - nie chciałem poświęcać zbyt wiele czasu na to. Opisywanie, bycie tym było w istocie świetną rzeczą.
Powiedziała, że poczuła, że wiele jej dałem w tym procesie i była niechętna, by przyjąć więcej - tak, jakby musiała dać mi coś w zamian. Wyjaśniła, że była nauczona, by 'być' dla mężczyzn i pomimo tego, że buntowała się przeciw temu, jako dziewczyna, stało się to częścią jej uwarunkowania.
Posunąłem się więc naprzód z tą sytuacją i zatrzymałem się. Powiedziałem, 'ok, co zatem chciałabyś mi dać w zamian; jestem otwarty na odbiór". Siedzieliśmy w ciszy, po czym powiedziała, że chciałaby mi dać wyrazy wdzięczności za to, co dla niej dotąd zrobiłem.
Po wyrażeniu tego, znów poczuła się ze mną bezpiecznie, gotowa by kontynuwoać. To bardzo ważne, by słuchać dokładnie tego, co dzieje się z klientem, chwila po chwili, i być z nimi w każdej sytuacji, podążając ich rytmem.
Spytałem, gdzie teraz był jej strach - odpowiedziała, że wewnątrz niej. Powiedziała, że to włócznia, która kłuje ją w mózg, raniąc ją.
Przeszedłem do trybu bezpośredniej relacyjności. Powiedziałem, że jest mi smutno z powodu bólu, jaki odczuwa, dogłębnie smutny. Chciałem ją 'uratować', chronić ją, jednak nie wiedziałem jak to zrobić.
Była bardzo poruszona i siedzieliśmy tak razem połączeni w ciszy. Była to kluczowa zmiana - ktoś, kto się nią przejmował, kto mógł z nią być, chronić ją, jednak nie śpiesząc z naprawianiem rzeczy.
Było moment 'Ja-Ty', dwoje ludzkich istot w pełni połączonych. Ja byłem terapeutą, a ona była klientką, jednak w tym momencie byliśmy dwojgiem ludzi, siedzących naprzeciw siebie i dogłębny ból sytuacji. Wziąłem do siebie bardzo poważnie jej ból - nie jako zabawny eksperyment, nie jako figurę strachu, ale jako fakt, jak kilka dekad pełnej strachu przemocy.
Siedząc w tym miejscu, z otwartymi sercami. Byłem dogłębnie poruszony, tak samo, jak ona. Oboje to wyraziliśmy.
Potem powiedziałem - cóż, mam również włócznię, to włócznia ochrony. Zachęciłem ją, by mnie 'przyjęła', razem z moją włócznią, prosto do jej serca.
Zrobiła to z łatwością, ze łzami w oczach. Czuła się bezpieczna i pod opieką.
Miało to związek z 'obiektem jaźni' - przyjmując 'mnie' do siebie, znaczyło, że posiadała w sobie figurę autorytetu, która istnaiła DLA niej, jako że jej poprzednie doświadczenie autorytetu wzrastało w spętaniu i wymagało się od niej bycia DLA mężczyzn w jej życiu.
Pomimo tego, że nic wielkiego nie 'stało się' w tej terapii, miało to jednak na ną wielki wpływ. Na koniec spytałem ją, gdzie znajdował się jej strach w relacji do jej nowego zawodu. Powiedziała, że nie czuła się już zastraszona. Spytałem - nawet kosztem rozwodu? Odpowiedziała, że tak.
Teraz pozostała tylko jedna rzecz do pracy w przyszłej terapii, czyli praca nad relacjami i radzenia sobie z nimi po długiej fazie doświadczania przemocy. Chciałbym mieć na to oko, jako że to wciąż możliwe, by odwróciło się to w stronę przemoc i jako profesjonalista, jak również troskliwa osoba, chciałem mieć pewność, że nie jestem żadną z części tego cyklu.
Problemem, z którym do mnie przyszła był strach przed wejściem w tryb pracy, który trenowała od minionych dziecięciu lat. Chciała być pracownikiem społecznym i teraz, gdy jej dzieci opuściły dom, było to jej głównym celem.
Raczej niż próbować pracować z jej pewnością siebie czy odnajdywać jej lęki, chciałem znaleźć jej kontekst - wsparcie w jej środowisku, które by mi w tym pomogło. Miała profesjonalne wsparcie ze strony grupy pracowników społecznych, więc nie było to problemem.
Jednakże jej mąż powiedział, że zażąda rozwodu, jeśli ona w to wejdzie i zajmie się profesjonalną pracą. Była to zdecydowanie silna reakcja, jednak nie do końca zaskakująca, ze względu na partriarchalną kulturę, w której rzecz miała miejsce.
Jednak, gdy zapytałem później, dowiedziałem się, że miała do czynienia z przemocą domową w jej związku od lat.
Zdziwiło mnie to, że pomimo dziesięciu lat studiów i terapeutycznych zajęć, związanych z jej aspiracjami na bycie pracownikiem społecznym, to ani się nie pokazało, ani żaden z jej nauczycieli nie poczuł się odpowiedzialny ku temu, by sprawdzić z czym ma do czynienia.
W terapii ważnym jest nie tylko skupienie się na emocjach, lecz również kontekst, szczególnie gdy kontekst jest aktualnie obraźliwy. To musi być głównym celem terapii.
Byłem więc niechętny zmaganiu się z jej innymi problemami, dopóki źródło tego wszystkiego - jej zrozumiały strach - zostanie zlokalizowany. Powiedziała, że przemoc ustała ostatnio.
Opowiedziałem jej o swoich uczuciach, gdy z nią usiadłem - otwarty w stosunku do niej, czując się bardzo związany z powagą jej problemów, chcąc ją wesprzeć, ale przy tym będąc bardzo ostrożnym, chcącym postępować tak, by respektować jej granice.
Zauważyłem, że ten lęk był niemal 'członkiem jej rodziny'. Zgodziła się. Poprosiłem ją, by nadała tożsamość temu strachu - powiedziała o figurze w czarnym ubraniu, o wielkich oczach, uśmiechu i z włócznią. Opisała ją jako 'dziwaczną'.
Poprosiłem ją o więcej szczegółów - jak wyglądały jej ubrania. Naprawdę chciałem, by ustabilizowała jej kontakt ze strachem. Zachęciłem ją do uczestnictwa w eksperymencie Gestalt: do 'bycia' strachem - by pokazała mi jak strach stał, z jego włócznią i wielkimi oczyma.
Zrobiła tak - a ja zrobiłem to z nią. Często dobrze jest wykonywać takie eksperymenty z klientem.
Potem poprosiłem ją, by znów usiadła - nie chciałem poświęcać zbyt wiele czasu na to. Opisywanie, bycie tym było w istocie świetną rzeczą.
Powiedziała, że poczuła, że wiele jej dałem w tym procesie i była niechętna, by przyjąć więcej - tak, jakby musiała dać mi coś w zamian. Wyjaśniła, że była nauczona, by 'być' dla mężczyzn i pomimo tego, że buntowała się przeciw temu, jako dziewczyna, stało się to częścią jej uwarunkowania.
Posunąłem się więc naprzód z tą sytuacją i zatrzymałem się. Powiedziałem, 'ok, co zatem chciałabyś mi dać w zamian; jestem otwarty na odbiór". Siedzieliśmy w ciszy, po czym powiedziała, że chciałaby mi dać wyrazy wdzięczności za to, co dla niej dotąd zrobiłem.
Po wyrażeniu tego, znów poczuła się ze mną bezpiecznie, gotowa by kontynuwoać. To bardzo ważne, by słuchać dokładnie tego, co dzieje się z klientem, chwila po chwili, i być z nimi w każdej sytuacji, podążając ich rytmem.
Spytałem, gdzie teraz był jej strach - odpowiedziała, że wewnątrz niej. Powiedziała, że to włócznia, która kłuje ją w mózg, raniąc ją.
Przeszedłem do trybu bezpośredniej relacyjności. Powiedziałem, że jest mi smutno z powodu bólu, jaki odczuwa, dogłębnie smutny. Chciałem ją 'uratować', chronić ją, jednak nie wiedziałem jak to zrobić.
Była bardzo poruszona i siedzieliśmy tak razem połączeni w ciszy. Była to kluczowa zmiana - ktoś, kto się nią przejmował, kto mógł z nią być, chronić ją, jednak nie śpiesząc z naprawianiem rzeczy.
Było moment 'Ja-Ty', dwoje ludzkich istot w pełni połączonych. Ja byłem terapeutą, a ona była klientką, jednak w tym momencie byliśmy dwojgiem ludzi, siedzących naprzeciw siebie i dogłębny ból sytuacji. Wziąłem do siebie bardzo poważnie jej ból - nie jako zabawny eksperyment, nie jako figurę strachu, ale jako fakt, jak kilka dekad pełnej strachu przemocy.
Siedząc w tym miejscu, z otwartymi sercami. Byłem dogłębnie poruszony, tak samo, jak ona. Oboje to wyraziliśmy.
Potem powiedziałem - cóż, mam również włócznię, to włócznia ochrony. Zachęciłem ją, by mnie 'przyjęła', razem z moją włócznią, prosto do jej serca.
Zrobiła to z łatwością, ze łzami w oczach. Czuła się bezpieczna i pod opieką.
Miało to związek z 'obiektem jaźni' - przyjmując 'mnie' do siebie, znaczyło, że posiadała w sobie figurę autorytetu, która istnaiła DLA niej, jako że jej poprzednie doświadczenie autorytetu wzrastało w spętaniu i wymagało się od niej bycia DLA mężczyzn w jej życiu.
Pomimo tego, że nic wielkiego nie 'stało się' w tej terapii, miało to jednak na ną wielki wpływ. Na koniec spytałem ją, gdzie znajdował się jej strach w relacji do jej nowego zawodu. Powiedziała, że nie czuła się już zastraszona. Spytałem - nawet kosztem rozwodu? Odpowiedziała, że tak.
Teraz pozostała tylko jedna rzecz do pracy w przyszłej terapii, czyli praca nad relacjami i radzenia sobie z nimi po długiej fazie doświadczania przemocy. Chciałbym mieć na to oko, jako że to wciąż możliwe, by odwróciło się to w stronę przemoc i jako profesjonalista, jak również troskliwa osoba, chciałem mieć pewność, że nie jestem żadną z części tego cyklu.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment