Friday, 10 April 2015
Case #51 - Mierząc się z duchem
Leanne mówiła o byciu bardzo lękliwą. Bała się karaluchów, łatwo ją przestraszyć, a nocą często trudno jej było zasnąć, bo bała się złodziei, którzy mogą wejść przez okno, duchów czy 'potworów'. Często bała się też potworów, kiedy szła popływać łódką.
Pomimo tego wszystkiego, brzmiało to trochę jak dziecięcy stan, spytałem więc, co się stało, że uczyniło ją to tak lękliwą, gdy była dzieckiem.
Od razu odniosła się do incydentu, gdy miała 6 lat. Chłopiec, jeden z jej bardzo dobrych przyjaciół, utonął. Minęły godziny zanim go odnaleziono. Przyniesiono go z powrotem do jej domu i jej rodzina nalegała, by jej ojciec, lekarz, spróbował go uratować. Nie udało mu się.
To była burzliwa noc i poszła spać bardzo przerażona. Miała koszmar, w którym śniło jej się, że musiała go uratować, lecz nie mogła. Wiele o nim myślała, gdy dorastała i wciąż żywi wiele smutku w związku z nim.
Uczyniło to zatem jasnym, kto był tym 'duchem', którego się bała.
Zasugerowałem trudny, lecz niezbędny eksperyment - używając dramatyzmu sytuacji, intensywności jej strachu i obecnej szansy na poradzenie sobie z tym bezpośrednio, raz na zawsze.
Zaproponowałem więc, że stanę obok niej, twarzą do okna, a grupa stanie za nią dla wsparcia. Potem zaprosi ducha jej zmarłego młodego przyjaciela, by przyszedł do pokoju i stanął jej naprzeciw.
Tak zrobiła, lecz trzęsła się niczym liść. Pozwoliłem jej się oprzeć o mnie, trzymając ją mocno, a grupa stanęła tuż za nią. Powiedziałem, by przemówiła do 'ducha', mówiąc mu, co czuje, przez co przeszła i jak bardzo za nim tęskni.
Tak też zrobiła, choć było to trudne. Powiedziała, że chce być z nim, po drugiej stronie.
Spytałem, jak on na to odpowiedział, powiedziała, że tego nie chce. Było dla niej ważne, by kontynuować; pomimo tego, wciąż tkwiła w niej szczątkowa tęsknota za śmiercią i bycie blisko niego.
Wsparłem ją więc, by porozmawiała z nim dłużej, naprawdę mówiąc mu jak się czuje i naprawdę słuchając jego odpowiedzi.
Musiałem wspierać ją pośród lęku i żalu. Skierowałem ją, by oddychała w jej brzuch i niżej, w nogi.
W Gestalt pracujemy nad ugruntowaniem i oddychaniem, by pomóc osobie pozostać obecną z jej doświadczeniem i z intensywnością emocji. Często nie mieli takiego wsparcia, szczególnie kiedy byli młodzi, pozwala im więc to oswoić się z doświadczeniem, które wcześniej było dla nich przytłaczające, w sposób, który teraz mogą pojąć.
Było dla niej bardzo trudne pozostać obecną - spędziła ostatnie 30 lat, żyjąc w strachu i oddychając w płytki sposób...który mógł dalej potęgować strach. Było zatem trudno dla niej oddychać głęboko i potrzebowała mnóstwo wsparcia i instrukcji ode mnie.
Po pewnym czasie stała się bardzo spokojna, była w stanie dać duchowi odejść i w pełni wrócić do siebie samej. Czuła się pełniej w swoim ciele, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej i wszelkie oznaki strachu zniknęły.
Pomimo tego wszystkiego, brzmiało to trochę jak dziecięcy stan, spytałem więc, co się stało, że uczyniło ją to tak lękliwą, gdy była dzieckiem.
Od razu odniosła się do incydentu, gdy miała 6 lat. Chłopiec, jeden z jej bardzo dobrych przyjaciół, utonął. Minęły godziny zanim go odnaleziono. Przyniesiono go z powrotem do jej domu i jej rodzina nalegała, by jej ojciec, lekarz, spróbował go uratować. Nie udało mu się.
To była burzliwa noc i poszła spać bardzo przerażona. Miała koszmar, w którym śniło jej się, że musiała go uratować, lecz nie mogła. Wiele o nim myślała, gdy dorastała i wciąż żywi wiele smutku w związku z nim.
Uczyniło to zatem jasnym, kto był tym 'duchem', którego się bała.
Zasugerowałem trudny, lecz niezbędny eksperyment - używając dramatyzmu sytuacji, intensywności jej strachu i obecnej szansy na poradzenie sobie z tym bezpośrednio, raz na zawsze.
Zaproponowałem więc, że stanę obok niej, twarzą do okna, a grupa stanie za nią dla wsparcia. Potem zaprosi ducha jej zmarłego młodego przyjaciela, by przyszedł do pokoju i stanął jej naprzeciw.
Tak zrobiła, lecz trzęsła się niczym liść. Pozwoliłem jej się oprzeć o mnie, trzymając ją mocno, a grupa stanęła tuż za nią. Powiedziałem, by przemówiła do 'ducha', mówiąc mu, co czuje, przez co przeszła i jak bardzo za nim tęskni.
Tak też zrobiła, choć było to trudne. Powiedziała, że chce być z nim, po drugiej stronie.
Spytałem, jak on na to odpowiedział, powiedziała, że tego nie chce. Było dla niej ważne, by kontynuować; pomimo tego, wciąż tkwiła w niej szczątkowa tęsknota za śmiercią i bycie blisko niego.
Wsparłem ją więc, by porozmawiała z nim dłużej, naprawdę mówiąc mu jak się czuje i naprawdę słuchając jego odpowiedzi.
Musiałem wspierać ją pośród lęku i żalu. Skierowałem ją, by oddychała w jej brzuch i niżej, w nogi.
W Gestalt pracujemy nad ugruntowaniem i oddychaniem, by pomóc osobie pozostać obecną z jej doświadczeniem i z intensywnością emocji. Często nie mieli takiego wsparcia, szczególnie kiedy byli młodzi, pozwala im więc to oswoić się z doświadczeniem, które wcześniej było dla nich przytłaczające, w sposób, który teraz mogą pojąć.
Było dla niej bardzo trudne pozostać obecną - spędziła ostatnie 30 lat, żyjąc w strachu i oddychając w płytki sposób...który mógł dalej potęgować strach. Było zatem trudno dla niej oddychać głęboko i potrzebowała mnóstwo wsparcia i instrukcji ode mnie.
Po pewnym czasie stała się bardzo spokojna, była w stanie dać duchowi odejść i w pełni wrócić do siebie samej. Czuła się pełniej w swoim ciele, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej i wszelkie oznaki strachu zniknęły.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment